Dawno, dawno temu, straciłem przywileje AB za niewinność Przywróciłem sobie B, a na moto olałem sprawę (tylko na zadupiu 500etką do sklepu, i między dwoma miasteczkami, więc po co). Dopadł mnie kryzys wieku średniego, kupiłem erłana i cholera nie wypada tak bez, bo widać, że to nie 125-tka Przegapiłem stare przepisy. Na Gladiusie 2 godzinki miasto, dwie godzinki plac. Wydawało się bez problemu. Przyszedł wczoraj czas na egzamin i... kuźwa uwaliłem na wolnym Ostatni słupek musnąłem. Nawet nie poczułem. Słupek dalej w tym samym miejscu. Nawet o centymetr nie posunięty. Egzaminator twierdził, że dotknąłem gmolem ale nie przesunąłem.
Powiedzcie mi gdzie jest logika tych nowych egzaminów. Podeprzeć się możesz - powtórzysz. Wyjechać poza bramki, ominąć możesz - powtórzysz. Ale kuźwa musnąć słupek już nie. I to nie powtarzasz ale wypad do domu ! I nie ważne, że są gmole, których przy normalnym seryjnym motocyklu nie ma.
Faktem jest, że wcześniejszy tryb egzaminowania był po prostu śmieszny. Ale w tym, to wydaje mi się, że nie chodzi głównie o poprawę bezpieczeństwa przez zwiększenie umiejętności nowych kierowników ale o bicie kasy. Ciekawy jestem, czy Ministerstwo Finansów zaplanowało przychód z egzaminów, tak jak w przypadku mandatów.
No i terminy - dwa tygodnie. Chciałem zarezerwować sobie na wszelki wypadek od razu dwa następne ale się nie da.

I teraz syn się ze mnie nabija, że ja go pouczałem, a sam wtopiłem

P.S. Ten Gladius, mimo że to naked, to jakiś taki toporny. Lepiej mi się po placu erłanem jeździło