Umowa kupna-sprzedaży i odstąpienie od umowy
Czołem wszystkim.
Mam do Was takie pytanie. Czy doświadczyliście może kiedyś, spotkaliście się bądź słyszeliście od znajomych o odstąpieniu od umowy kupna-sprzedaży??
Ostatnio posiadam taki problem gdyż zdecydowałem się sprzedać jeden z moich dwóch samochodów jakim był Fiat Seicento, który praktycznie służył tylko do ruchu miejskiego po Gdańsku.
Ogłosiłem się, miałem kilku chętnych do oględzin, kupna itd.
Pewnego dnia dzwoni do mnie potencjalny kupiec z Łodzi, że jest mocno zainteresowany kupnem, pytał o auto, jego stan itp. O wszystkim sumiennie mu opowiedziałem, zdecydował się jeszcze tego samego dnia przyjechać pociągiem. Przyjechał co prawda po jakimś tam opóźnieniu ok. 20.00. Na dworzec już podjechałem, zaczął oglądać przy oświetleniu (specjalnie nigdzie go nie chowałem w zaciemnionym miejscu), sprawdzać czujnikiem lakieru, oglądać wewnątrz, pod pokrywą silnika, przy kole zapasowym itp.
Samochód to nie jest drogi, chciałem za niego 3 500zł gdyż od nowości jeździł on w jednej rodzinie, przebieg zaledwie 46tys., wszystko robiłem w nim na bieżąco, ostatnio nawet zainwestowałem ok. 1300zł w jakieś tam drobne naprawy. Auto sumiennie mi służyło i nigdy nie miałem jakiś tam problemów. O wszystkich naprawach poinformowałem. Klient już bez jazdy testowej oferował 3 200zł i chciał podpisywać umowę. Ja nie chciałem za dużo opuszczać gdyż wiedziałem co mam i dla mnie minimum było 3 300zł.
Zaoferowałem jazdę próbną, siedziałem jako pasażer, gościu zrobił łącznie ok. 6 km z przerwami gdzie stawał jeszcze na stacji paliw przy lepszym oświetleniu by ponownie auto obejrzeć, zaglądał pod spód itp.
Przystał na moją ofertę i pojechaliśmy pisać umowę. Umowa była w połowie wypisana bo się okazało że kupuje auto dla syna.
I teraz najważniejsze, podczas powrotu do Łodzi dzwoni do mnie, że auto mu się zagotowało i chce mi je oddać zrywając tym samym umowę. Co najlepsze mam sobie sam po nie przyjechać (ok. 120 km) od Gdańska i we własnym zakresie je naprawić. Gościu mnie zszokował, gdybym miał coś do ukrycia to bym mu nie sprzedawał a przynajmniej nie odbierał tel. Do tego powiedziałem, że nie wyobrażam sobie bym mógł teraz oddać mu kasę i odebrać tak naprawdę zepsuty samochód z nie wiadomo jakiej przyczyny. Na jednym telefonie się skończyło, po jakimś czasie dostaje list polecony z oświadczeniem już od syna, że kupił ode mnie auto, które uległo awarii i chce mi je oddać. Wyszczególnił w piśmie wszystkie koszta jakie poniósł, m.in. bilet za pkp do Gdańska 61zł, paliwo które zatankował 130zł, lawetę do Łodzi ok. 300zł, jakiegoś rzeczoznawcę który niby stwierdził że miska olejowa jest źle założona, a którą wymieniał mi serwis ok. pół roku temu i jak dotąd wszystko było ok. Były tam jeszcze jakieś inne koszta które łącznie wyniosły blisko 1300zł i zażądał zwrotu tych kosztów + ceny samochodu.
Byłem gotów ugadać się z gościem że np. zwróci mi w pełni sprawny samochód i wtedy mu oddam kasę ale nie chcę zepsutego auta, tych wymyślonych kosztów i jeszcze pełnej sumy, którą dostałem.
Ja w przepisach Kodeksu Cywilnego za bardzo się nie znam, nie wiem jak ma się to w praktyce. Nie miałem nic do ukrycia, ja mechanikiem nie jestem, nie zmuszałem gościa do kupna itp.
Dodam, że w umowie widnieje zapis, że kupujący zapoznał się ze stanem faktycznym pojazdu i oświadcza, że jest mu znany.
Jak myślicie, jestem na straconej pozycji czy jak? Taka dziwna sprawa i tyle problemów tym bardziej za auto warte zaledwie 3 300zł :/
... w trakcie zarabiania na rn22 ;]
|